O nowym życiu kamienicy przy Poznańskiej 37, o tym, czy warto inwestować w obiekty zabytkowe, z Prezesem SARP Mariuszem Ścisło rozmawia Tomasz Reich.
Moje pierwsze pytanie dotyczy istniejącej zabudowy starej Warszawy. Mamy mnóstwo tzw. ostańców, które na ogół podupadają. Czy taka koncepcja rewitalizacji jak w przypadku kamienicy przy Poznańskiej 37 może tego typu obiekty uratować? Na ile jest to powszechny trend w Warszawie?
W ostatnich latach developerzy odkrywają wartość zachowanej przedwojennej architektury. Są to budynki, które były użytkowane w okresie powojennym w sposób – delikatnie mówiąc – niezgodny z ich pierwotną funkcją. Działo się tak z uwagi na dogęszczenia, podziały wtórne komfortowych pierwotnie mieszkań na pomieszczenia, które nie spełniały żadnych norm sanitarnych. Jeżeli mieszkanie o znacznej powierzchni – ponad 100 mkw. – było później dzielone na kilka lub kilkanaście klitek, to – siłą rzeczy – były eksploatowane z małym poszanowaniem dla detalu, wystroju. To, co dziś uważa się za zabytkowe z przedwojennej zachowanej substancji, ulegało destrukcji i zużyciu technicznemu. Z taką sytuacją spotykamy się w większości tych budynków. Poza tym były one administrowane przez wydziały gospodarki komunalnej, które – tak jak każda instytucja państwowa – w sposób wybiórczy, a czasem nonszalancki traktowały sprawę remontów czy modernizacji. Były pilniejsze potrzeby niż poprawianie warunków tego, co udało się zachować. Zachowanie elementów, które dzisiaj traktujemy jako zabytkowy wystrój i pozostałości kulturowe, przestawało mieć znaczenie.
Wiele budynków z przełomu XIX/XX w. było budowanych w nieco innych standardach niż te obowiązujące dziś. Mam na myśli choćby drewniane stropy. Czy to wpływało i wpływa negatywnie na utrzymanie takich obiektów?
Na Poznańskiej ocalały elementy stropów drewnianych. Wiele budynków, które się zachowały, miały wypalone poddasza, częściowo konstrukcje. Jeśli mury nadawały się do rekonstrukcji, były odtwarzane – na tyle, na ile pozwalała sytuacja powojenna. Korzystano z materiałów rozbiórkowych z innych kamienic, łatano dziury, które powstały w wyniku wojny, powstania czy celowej dewastacji przez Niemców. Kamienica przy Poznańskiej 37 zachowała się w miarę w dobrym stanie, jeśli chodzi o substancję, z racji tego nie była poddawana konserwacji. Jednak nie dysponujemy dokumentacją jej przedwojennego wyglądu.
Odkrywając stropy, robiąc próbki badań konserwatorskich, inwentaryzowaliśmy fragmenty konstrukcji. Muszą być wzmocnione. Przez ponad 100 lat nie były dotykane. W niektórych fragmentach są zawilgocone, spleśniałe, poddane korozji biologicznej. Wymagają gruntownego remontu. Założyliśmy, że zachowamy konstrukcję drewnianą, wprowadzając ochronę przeciwpożarową i biologiczną, a elementy osłabione przez zawilgocenie, pleśń, działanie człowieka, będziemy wzmacniać, tak żeby mogły pełnić swoją funkcję przez kilkadziesiąt lat.
Czy jesteśmy w stanie określić, kiedy przeprowadzano generalny remont kamienicy?
Mamy ślady, że w latach 70. były prowadzone prace modernizacyjne instalacji. Poprowadzono gaz do ogrzewania części mieszkań, ale w niektórych lokalach nadal znajdowały się piece. Nie było wind, konstrukcje klatek schodowych były mocno zużyte. Na chwilę obecną istniejące klatki schodowe klasyfikowane są przez rzeczoznawców ppoż. jako stanowiące zagrożenie w przypadku pożaru. Okna również są wyeksploatowane, wypaczone, nieszczelne . Od strony podwórka większość z nich została wymieniona, w różnym czasie i w różnych kształtach.
Czy zdarzają się plastikowe okna?
Nie, użytkownikom zabrakło pieniędzy. Poza tym były to mieszkania przydziałowe, a nie własność prywatna, w związku z czym lokatorzy byli zwolnieni z inwestowania ani nie byli tym zainteresowani.
Gdy myślę o obiektach z okresu międzywojennego, to mam w świadomości, że były to luksusowe budynki z przepięknymi portalami, podwórkami, korytarzami. Na jakim poziomie ten wygląd jest zachowany i co znajdzie się w zrewitalizowanej kamienicy?
Charakter słynnych podwórek warszawskich, w których często budowano kapliczki czy znajdowały się komórki na węgiel, nie zachował się. Po modernizacji w latach 80. lub 90. zostały wyłożone kostką betonową lub zalane asfaltem. W wielu mieszkaniach zachowały się rozety czy fasety sufitowe. Zinwentaryzowaliśmy te elementy i odtwarzamy, tam gdzie fragmenty ich zostały zdewastowane lub zdemontowane. Mamy kilkaset zdjęć dokumentacji fotograficznej poszczególnych elementów. Nasze podejście do programu rewitalizacji tego obiektu ma być wzorem dla kolejnych. Wydaje mi się, że sprostaliśmy temu zadaniu. Jesteśmy zobligowani wdrażać również zalecenia unijne. Jedna z dyrektyw narzuca obowiązek wprowadzenia dostępności dla niepełnosprawnych na wszystkie kondygnacje, czyli zastosowanie wind, również w budynkach zabytkowych. Od 2015 r. przepisy tej dyrektywy mają obowiązywać dla obiektów użyteczności publicznej, rok później – dla obiektów mieszkaniowych. Przykładem takiego działania jest np. wprowadzenie wind na Akropolu traktowanym przez tysiąclecia jako pomnik historii i ikona kultury europejskiej. Wydaje mi się, że waga substancji zabytkowej kamienicy na Poznańskiej jest mniejszej rangi i wprowadzenie przez nas wind, umożliwiających dostęp na wszystkie kondygnacje dla osób niepełnosprawnych i w podeszłym wieku o ograniczonych możliwościach ruchowych, jest jak najbardziej właściwym działaniem. Ma ono na celu poprawę standardu i jest zgodne z dyrektywami w zakresie poprawy jakości zachowanej substancji mieszkaniowej, jak i ze standardami konserwatorskimi.
Jak wygląda kwestia elewacji frontowej? Czy będą odtwarzane jej elementy, jak dobrze się zachowała?
Fasada zachowała się w dobrym stanie. Kamienica stoi w sąsiedztwie hotelu Polonia, które było traktowane jako reprezentacyjne miejsce, więc dbano o tę architekturę. Jest wykonana solidnie, częściowo w ceramice, w związku z tym nie została poddana dewastacji czy remontowi poprzez otynkowanie. Są nawarstwienia farb, które były kładzione podczas pobieżnych odmalowań. Po szczegółowych badaniach konserwatorskich na etapie realizacji będzie poddana „liftingowi” – zgodnie z wszystkimi regułami ochrony konserwatorskiej. Prawdopodobnie nie została także „ostrzelana”, nie ma śladów po walkach z okresu wojny czy Powstania.
Miała wiele szczęścia w nieszczęściu…
Tak, podobnie jak hotel Polonia, który ocalał. Region, który był do końca w rękach niemieckich, przetrwał i po wojnie zaczął znów żyć – tu lokowały się ambasady, instytucje powojennej Warszawy pełniące funkcję reprezentacyjną.
Jaki kolor będzie miała kamienica po remoncie?
Będą zachowane kolory odkryte na podstawie badań składu warstw pierwotnych. Analizuje się wszystkie warstwy malarskie i dochodzi do tych, które były pierwotnie zakładane. Stara doktryna konserwatorska nakazuje odkrywać, zachować i pielęgnować te elementy, które w pierwotnym wystroju, były założeniem projektanta i są charakterystyczne dla okresu, w którym obiekt powstawał.
Piece kaflowe przed wojną i po niej były powszechnie użytkowane, ale mało kiedy się zachowały – albo zostały rozgrabione, albo zostały usunięte po założeniu centralnego ogrzewania. Czy piece, które tu się zachowały, to wartościowe obiekty? Co się z nimi stanie?
Jesteśmy zmuszeni odkryć wszystkie posadzki, również w miejscach, gdzie stały piece, ponieważ właśnie w nich w kilku przypadkach stwierdziliśmy znaczne osłabienie konstrukcji, co grozi katastrofą budowlaną. Piece będą rozbierane, inwentaryzowane, później odtwarzane. Mówimy o ośmiu, które są w dobrym stanie, pochodzą z okresu przedwojennego i będą pełnić wyłącznie funkcję dekoracyjną. Prace zostaną powierzone artystom, którzy zajmują się konserwacją ceramiki.
Rzymianie mówią, że mieszkanie w kamienicy nie jest wyróżnieniem, ale w Warszawie takie budynki są rzadkością. Jest też dużo przestrzeni, która została niezagospodarowana po wojnie i obecnie straszy. Czy jest pomysł na to, w jaki sposób zagospodarować miejsca, które zostały wypalone przez wojnę?
Jeśli spojrzymy na zdjęcia przedwojenne i Warszawę dziś, to obecnie jest ona jak miasto z powybijanymi zębami. Są dziury jeszcze niewypełnione tkanką miejską. Jest to spowodowane m.in. tendencjami, w powojennej architekturze, kiedy modny był modernizm, budowanie bloków, idee, które negowały potrzebę zabudowy obrzeżnej ulicznej, stwarzając bloki stojące w zieleni. Łatwiej było budować nowe niż remontować stare, stąd wiele fragmentów zespołów zabudowy, kamienic, które można było zachowywać, zostało wyburzonych. Nakłady potrzebne do odtworzenia tej substancji przekraczają koszty wybudowania budynku od nowa. W przypadku kamienicy na Poznańskiej nakłady, które przewidujemy na danie obiektowi życia po życiu, wraz z możliwością znalezienia nowej funkcji, są również wyższe niż wybudowanie nowego obiektu, który mógłby być wyższy, bardziej komfortowy, wyposażony we współczesne instalacje wentylacyjno-klimatyzacyjne.
Mieszkanie w kamienicy mogłoby być droższe niż w apartamentowcu?
Tak. Dopiero w ostatnich latach obserwujemy zainteresowanie inwestorów poddawaniem kamienic renowacji, inwestowaniem w nie, chronieniem ich unikatowej architektury jako wartości dodanej. Ulokowanie funkcji biurowej w kamienicy jest wyróżnikiem. Najbardziej zainteresowane są tym kancelarie, w tym notarialne, czy specyficzne instytucje wiążące działalność z prestiżem, który podbudowują poprzez lokalizację swej siedziby. Również hotele – stara substancja zabytkowych murów tworzy wyjątkową atmosferę. To są elementy niepowtarzalne, które mogą konkurować inną jakością, innymi wartościami niż wnętrza nowoczesnych budynków.
Czy inwestorzy interesujący się tego typu obiektami to trend rosnący? Ostańców w Warszawie jest mało, ale takich, które wymagają natychmiastowych remontów, jest mnóstwo.
Tendencja jest pozytywna. Dotąd słyszeliśmy o katastrofach, waleniu się, ale wynikało to z działania restrykcyjnego prawa konserwatorskiego. Zalecenia konserwatorskie dla inwestora, który był zainteresowany daną kamienicą, były tak duże, że bardziej opłacało się doprowadzić do jej dewastacji czy zawalenia. Wówczas z czystym sumieniem można było w tym miejscu postawić nowy obiekt o większej intensywności, powierzchni. Jest to łatwiejsze do zrealizowania niż mozolne łatanie i sztukateria – konieczne w przypadku obiektów zabytkowych. Obecnie bardziej docenia się wartość tych obiektów. Zaczynamy rozumieć, że opłaca się w nie inwestować, uzyskując niepowtarzalną wartość. Jestem zwolennikiem promowania uczciwości i rzetelności, jeśli chodzi o podejście do zabytków, a nie – chowania głowy w piasek, zasłaniania się brakiem możliwości odrestaurowania. Jednocześnie jestem za racjonalnością działań modernizacyjnych tam, gdzie obiekty będą żyły.
Jakiś czas temu jedna z firm doradczych przedstawiła prognostyk dotyczący high-streetu i rozwoju ulic handlowych w Warszawie. Chcielibyśmy, żeby to był m.in. Nowy Świat, ale na ogół przepisy prawa nie pozwalają np. na wyburzanie ścian działowych i w ten sposób – zwiększanie powierzchni sklepów. Czy rzeczywiście nie doczekamy się w Warszawie ulic na miarę londyńskich?
Jestem zwolennikiem liberalizacji podejścia do obiektów zabytkowych. Tak jest na całym świecie. Życie pociąga za sobą zmiany, kreuje potrzeby nowych funkcji. Zdolność życia miasta jest oceniana przez to, jak ono się adaptuje, również w starej tkance, do spełnienia nowych potrzeb. Jeżeli jest potrzeba wprowadzania windy, należy to zrobić, jeżeli jest możliwość założenia klimatyzacji, należy umożliwić takie działania, realizowane oczywiście z poszanowaniem elementów, które są wartościowe.
Kiedy zaczną się prace na Poznańskiej i kiedy zobaczymy ich efekt końcowy?
Dokumentacje są już opracowane. Obecnie czekamy na decyzje administracyjne. Z ubolewaniem mówię, że protesty – naciski na urzędników czy służby konserwatorskie przez osoby mianujące się obrońcami zabytków, działające bez przygotowania merytorycznego i bez większego uzasadnienia – wstrzymują i wydłużają procedury. Powodują również zniechęcenie inwestorów.
Czy każdy może zaprotestować?
Zaprotestować mogą osoby, które będą sobie rościły takie prawo – bez poszanowania prawa właścicieli do decydowania o swojej własności i prowadzenia działań przy zachowaniu określonych wytycznych konserwatorskich.
Czy nie ma świadomości, że opóźnianie pewnych procesów mających na celu przywrócenie obiektom ich świetności, to jak dobijanie go poprzez dewastację?
Obserwuję, że najłatwiej jest protestować, najczęściej bez żadnej konsekwencji prawno-finasowej. Mamy mnóstwo obiektów w Warszawie, które są w fatalnym stanie, i nikt się nimi nie interesuje, dopóki nie znajdzie się inwestor. Wtedy pojawiają się protestujący wyrażający życzenia i żądania. Jest to element w konsekwencji destrukcyjny. Większość inwestorów, mając w perspektywie zderzenie się z takimi organizacjami czy quasi-organizacjami, woli doprowadzić do śmierci technicznej tych obiektów.
Gdy dana kamienica się zawali, wówczas mamy wolną rękę do budowania?
Tak, wtedy obiekt jest wykreślany z rejestru zabytków. Zwykle nie udaje się ustalić winnych. W Warszawie jest parę wartościowych budynków, które należy ratować, a które – ze względów proceduralnych – niebawem się zawalą.
Zabytek powinien służyć – jego fasada i przestrzeń publiczna, z dostępnością usług w parterze, to część, którą można przywrócić miastu. Natomiast działania fałszywych „obrońców”, którzy chcieliby zawłaszczyć całość, prowadzi do patowych sytuacji – do degradacji ostatecznej budynków, czasami do katastrofy budowlanej.
Co się stanie z obiektami, które są pomiędzy Łucką a Żelazną? To kwartał kamienic, które się ostały, przeżyły getto, a naszych czasów mogą nie przetrwać.
Okres życia budynków to 50-70 lat. Tylko wyjątkowe obiekty, gdzie są wartościowe detale , dekoracje, pewien ślad historyczny danej epoki, są godne, by je zachować. Nie każda ruina jest warta reaktywowania i nadania jej nowej funkcji. Takie budynki trzeba rozebrać albo zdefiniować zakres ich ochrony. Być może należałoby zachować fragmenty. Być może stworzyć wirtualny model, który pozwoli zachować informacje, jak wyglądał obiekt zanim osiągnął kres swojej użyteczności
Wielu warszawiaków nie ma świadomości, że przed wojną w stolicy były lepsze i gorsze dzielnice. Dziś mamy wizję pięknych kamienic, a mało kto wie, że Wola była dzielnicą robotniczą, gdzie nie stawiano wystawnych kamienic.
Może starsze pokolenie ma w pamięci wspaniałe cykle artykułów Kasprzyckiego w „Życiu Warszawy” z jego rysunkami ginącej Warszawy. Dziś Krzysztof Oktabiński publikuje w Internecie cykl wspomnień o architekturze starej Woli. Są pasjonaci, którzy odkrywają fragmenty swoich dzielnic, odnajdują szkice, stare zdjęcia i tworzą dokument przeszłości. Współczesne środki archiwizacji elektronicznej dają możliwość gromadzenia tych zbiorów i zachowania śladu klimatu starej Warszawy w poszczególnych dzielnicach. Jednak należy mieć świadomość – Stare Miasto nie wyglądałoby tak, gdyby budynki lepszej jakości nie zastępowały gorszych – często drewnianych, uboższych w detal, z gorszych i mniej trwałych materiałów. Lokalizacja przyciągała inwestorów, których było stać na droższe lepiej położone parcele i znakomitsze budowle.
Chciałbym zapytać o pałac Saski i inne budynki, które warszawiacy chcieliby odbudowywać. Jest sens odbudowywać pałac Saski, pałac Brühla i kamienice od strony Królewskiej? Jeśli tak, to w jakiej formie? Dlaczego nie udało się odbudować tych obiektów przez 70 lat?
Kilka miesięcy temu odbyła się konferencja czołowych konserwatorów z Europy, m.in. obecna była delegacja Royal British Institute of Architects, którego prezes bardzo żywo zareagował na prezentację prowokacji studenckiej. W ramach pracy dyplomowej – nad Grobem Nieznanego Żołnierza został zaprojektowany nowoczesny obiekt. Wywołało to konsternację i protest, ponieważ delegaci zrozumieli, że to projekt konkursowy, który chcemy zrealizować. Długo wyjaśniałem, że to pomysły młodego pokolenia, nie zawsze akceptowalne, które nie jest z tym miejscem emocjonalnie związane. Być może jest to wynik braku ciągłości kulturowej w tym miejscu. Przed wojną był to salon Warszawy, mimo że kolumnada była zrealizowana w drugiej połowie XIX w., czyli to też nie było pierwotne założenie saskie z okresu, kiedy ten plac był kreowany (w XVIII w.) W okresie 20-lecia międzywojennego został zaakceptowany. Pojawiają się pytania. Czy potrzebujemy odtworzenia budowli jako historyzującej makiety? Czy będzie ona wierna temu, co zbudowano w XIX w.? Do jakiego okresu nawiązywać? Nie jestem zwolennikiem odbudowy pałacu. Katastroficznym przykładem jest odbudowa zamku Przemysława w Poznaniu, co jest uznawane na blamaż polskiej szkoły konserwacji zabytków czy rekonstrukcji. W Europie budzi to śmiech i jest podawane jako przykład złego wydatkowania środków inwestycyjnych. Plac Piłsudskiego to wartościowe miejsce. Może to zadanie dla przyszłych pokoleń. Może kiedyś znajdzie się właściwe i akceptowalne dla społeczności rozwiązanie. Na chwilę obecną rozbieżność między seniorami pamiętającymi Warszawę przedwojenną, którzy nie wyobrażają sobie tego miejsca w innej zabudowie niż odtworzenie przedwojennej fasady, a młodym pokoleniem, które nie zna tej przedwojennej Warszawy, jest tak duża, że żadne rozwiązanie nie jest dobre. Kilkanaście lat temu były przymiarki do zorganizowania konkursu na wygląd placu Saskiego. Siedzieliśmy z moim nieżyjącym już wspólnikiem Andrzejem Fajansem w hotelu Europejskim, kreśląc konkursową wizję Placu. Andrzej Fajans był wówczas prezesem Oddziału Warszawskiego SARP i przygotowywał konkurs na nową koncepcję zachodniej pierzei placu Saskiego. Wykonywaliśmy wiele szkiców, pomysłów na odtwarzanie przedwojennej zabudowy, na wprowadzenie nowoczesnej architektury i odtwarzanie historyzującej, jednak najsensowniejszym układem było pozostawienie ściany zieleni, która najpiękniej wydobywa tę jedną zachodnia fasadę placu. Taka jest zachowana w mentalności obecnego pokolenia. Dotąd nie powstało odpowiednie rozwiązanie, a każda propozycja nowej zabudowy nie była konkurencyjna z tym, co zachowaliśmy w pamięci i na starych pocztówkach.
Czy nie przerażają Pana inicjatywy takie jak pomysł budowy łuku triumfalnego w Warszawie?
Niedawno byłem w Paryżu. Odkrywałem go na nowo – zarówno Napoleoński Łuk Triumfalny, jak i ten z nowej dzielnicy biurowej La Defense. Jest to pewna kontynuacja. Co któreś pokolenie mierzy się z zadaniem przedłużania osi, która była pierwotnie założona przez Hausmana w XIX w. Jest to twórcze rozwiązanie. Każdy z elementów jest dziełem dostosowanym do współczesnej architektury, z wykorzystaniem współczesnej technologii konstrukcji. Pojawiają się pytania. Gdzie w Warszawie miałby powstać taki łuk? Na której osi? Jeśli już, wolałbym, żeby symbolizował postęp i nowoczesność kraju– tak jak przed laty Grande Arche na La Defense w Paryżu.
Foto: Wojciech Staszczyk