W njabliższy czwartek spotkanie z Natalią Przybysz. Piosenkarką, autorką tekstów i muzyki o najnowszej płycie “Tam” i Warszawie rozmawia Tomasz Reich. Premiera 19 października, godz. 19.00. IG./NOWAWARSZAWA
Natalia Przybysz – kompozytorka, autorka tekstów i aktywistka zaangażowana w działania proekologiczne. Jeden z czołowych głosów na polskiej scenie muzycznej. Zadebiutowała w 2001 roku współtworząc z siostrą Pauliną Przybysz zespół Sistars.
Od czasu płyty „Prąd”, każdy kolejny album Natalii nagradzany jest Fryderykiem. Przedostatnia płyta „Jak Malować Ogień” (2019) również została uhonorowana statuetką Fryderyk w kategorii – Album Roku Pop.

W piątek do wszystkich serwisów streamingowych i na półki sklepowe trafił album „Tam”. Zarejestrowany podczas wyjątkowej podróży na malowniczą, grecką wyspę Hydra, na którą Natalia Przybysz zabrała swój zespół. Ten projekt to nie tylko muzyka, ale także fascynująca ucieczka w nieznane i powrót do korzeni tworzenia w bliskości, wypełnionej dźwiękami morza. To opowieść o podróżach – zarówno dalekich, jak i bliskich, wgłąb siebie. Na krążku znalazły się utwory „Za zimnę wodę”, „Do zobaczenia do jutra” czy duet z Mrozem pt. „O czymś innym”.
Tracklista:
1. Morze jest najlepsze
2. Zenit
3. Za zimną wodę
4. Mam potrzebę
5. Nieprawdopodobieństwo
6. Japonia
7. O czymś innym feat. Mrozu
8. Tam
9. Pies
10. Pacyfik feat. FISZ
11. Do zobaczenia do jutra
Album „Tam” do kupienia (na nośnikach CD i winyl
oraz we wszystkich serwisach streamingowych:
Opowieść do albumu:
Jestem wiecznie Tam. Zawieszona i lewitująca Tam. W tym zapatrzeniu trwam do teraz i od zawsze na Ciebie czekam. W wiecznym pytaniu – wieczna gapa. Zagapiam się od kiedy pamiętam, bo coś, co przez moment stanowiło całość, ukruszyło się potem, nie wiedzieć czemu.
Bezsilność. Obezwłaniająca bezradność i zaniemówienie. Ciało odmawia jakiejkolwiek mobilizacji. Patrzę slucham i czekam.
Od kiedy tęsknota stała się dla mnie legalnym uczuciem – korzystam z niej bez końca. Jakaż to ulga, że można, że ja mogę ją czuć. Dotarłam do brzegu bezkresnego morza. Dużo tu nas i tak mało jednocześnie. Stoję i patrzę na fale – są żywe i nieprzewidywalne, a ja choć czuję dreszcze oddycham i nie boję się ich wielkości. Mam podejrzenie, że to tylko sierść wielkiego dzikiego stwora, którym jest to morze i który śpi we mnie (Jeśli zaś mogę o czymś pomyśleć, jak o stworze lub najlepiej olbrzymim psie – odrazu nabieram zaufania do tego czegoś).
Kojący rytm szumów układa się w piosenki. Porządkuję je w zwrotki i refreny – ukladam historie z wyrzuconych na brzeg alg patyków i muszelek, ale każdy kolejny przypływ zabiera mi je i każe układać od nowa. Możliwe, że tak to już zawsze ze mną będzie bo raczej to jedyne co umiem – no chyba, że jestem syreną albo najlepiej latającą rybą (Wtedy znalazłabym sobie lepsze zajęcia).
Jeśli z kolei pewien sen o lataniu nad Krainą wielkich jezior kiedyś się ziści, cofnę czas i nas tam odnajdę i wytłumaczę wszystko sobie z kiedyś i Tobie z kiedyś, tymczasem czekam. Przebywam Tam.