Od Służewa do Szpiegowa: osiedle Służew nad Dolinką

Służew nad Dolinką to bez wątpienia jedno z najbardziej wyjątkowych osiedli w Warszawie, mimo że niemal identyczne bloki znaleźć można w wielu innych miejscach w całym mieście. Uchodzi za symbol typowego blokowiska z okresu PRL-u, choć nie jest nawet wykonane w technologii wielkiej płyty. Dlaczego nazywane bywa też przeklętym osiedlem, co je łączy ze słynnym Szpiegowem przy ul. Sobieskiego i jakie jeszcze historie kryją się za tymi niezwykłymi balkonami? 

Jerzy Kuźmienko, Piotr Sembrat i Janusz Nowak nie należą do najbardziej znanych architektów w Polsce. O Kuźmience powstała jedna książka, którą trudno obecnie kupić, Sembrat ma jedynie krótki wpis na Wikipedii, a w przypadku Janusza Nowaka nie sposób nawet znaleźć jego zdjęcia w Internecie. Ta trójka zasłynęła jednak w okresie PRL-u kilkoma naprawdę niezwykłymi budynkami, które na stałe wpisały się w krajobraz Warszawy, będąc nierzadko tłem dla bardzo medialnych wydarzeń. Osiedle mieszkaniowe Służew nad Dolinką, modernistyczne budynki mieszkalne w sercu warszawskiej starówki przy ul. Koziej i Karowej, czy wreszcie należący niegdyś do ambasady ZSRR kompleks popularnie nazywany Szpiegowem – wszystkie te budynki to ich wspólne dzieła (choć przy projektowaniu Szpiegowa nie brał udziału Jerzy Kuźmienko), które łączą fascynujące historie, a także unikalny styl, sprawiający, że nikt obok takiej architektury nie przejdzie obojętnie.  

(od lewej) Jerzy Kuźmienko i Piotr Sembrat, zdjęcia z archiwum SARP  

Pierwszym projektem, nad którym razem pracowali Kuźmienko, Sembrat i Nowak było właśnie osiedle Służew nad Dolinką, do dziś uważane za jeden z ciekawszych i bardziej charakterystycznych kompleksów mieszkaniowych w Warszawie. Wybudowanie tego osiedla zlecono na początku lat 70. młodemu i niezbyt doświadczonemu wtedy architektowi, Januszowi Nowakowi, który kilka lat wcześniej zasłynął projektem budynku mieszkalnego dla ambasady USA (kilka lat później dla ambasady ZSRR zaprojektuje Szpiegowo). Nowak zaprosił wtedy do współpracy specjalistę od technologii Piotra Sembrata, a po chwili obaj zwrócili się o pomoc do Jerzego Kuźmienki, by zajął się faktycznym rozplanowaniem osiedla. Sam Kuźmienko w wywiadach wspomina, że Sembrat powiedział wtedy do niego: dostaliśmy z Nowakiem osiedle do zrobienia i nie wiemy co robić.  

Żaden z nich nie miał jednak doświadczenia w tak wielkoskalowych projektach. Być może dlatego Służew nad Dolinką różni się od innych blokowisk z lat 70. Jak mówił Janusz Nowak: Na nieszczęście, wraz z projektem wcisnęli nam tę fabrykę domów. No ale na szczęście brakowało w niej prefabrykatów. Więc trzeba było wymyślać swoje. Dlatego tam się udało zrobić coś innego.  

To, co najbardziej wizualnie wyróżnia to osiedle, to bez wątpienia balkony. – Uważałem, że balkon musi być taki, by dało się tam wystawić stolik z krzesłami i zagrać w brydża – mówił Jerzy Kuźmienko. Jak na tamte standardy, balkony były ogromne, jednak stworzenie takiej formy na żelbetowym słupie było niezwykle wymagające. W fabryce domów początkowo mieli duże trudności ze zrobieniem odpowiedniego prefabrykatu balkonowego, jednak gdy to się udało, można było powielać je bez ograniczeń. Wielokrotnie zmultiplikowany balkon na elewacji tworzył podobny efekt geometrycznej rzeźbiarskości, do jakiej trójka architektów dążyła w swoich późniejszych realizacjach. Służew nad Dolinką zyskał sławę i rozgłos tuż po wybudowaniu, wygrywając różne nagrody, w tym tytuł Mistera Warszawy w 1978 roku.  

Projekt Służewa nad Dolinką był tak dobry, że zaczęto go kopiować i realizować w innych rejonach Warszawy. Ułatwiała to prefabrykacja balkonów, ale również sama konstrukcja budynków, które nie były typową wielką płytą, lecz zostały wybudowane w nieco bardziej złożonym systemie, nazywanym ramą H. 

Rama H to nowatorski typ konstrukcji, opracowany przez Piotra Sembrata i innych konstruktorów, po raz pierwszy użyty w 1963 roku na Muranowie. Charakteryzował się tym, że konstrukcja nośna budynku opierała się w całości na żelbetowym szkielecie, przez co w środku nie było żadnych ścian nośnych, a więc umożliwiało to dowolną aranżację ścian wewnętrznych. Ponadto system ten zapewniał wysoką trwałość, dobrą akustykę i termoizolację, oraz był łatwy do powielenia. Wadą tego rozwiązania były jednak widoczne w mieszkaniach inne elementy konstrukcyjne, jak słupy i podciągi, ogólnie niewielka powierzchnia pomieszczeń, niskie stropy, małe łazienki czy ciemne kuchnie. W porównaniu jednak do wielkiej płyty, jakość wykonania i dowolność adaptacji stanowią nieocenione zalety, które warto mieć na uwadze nawet dziś, gdy kupuje się lub wynajmuje mieszkanie w bloku.  

Te wszystkie cechy konstrukcji ramy H posiada zarówno Służew nad Dolinką, jak i kilka innych osiedli, które powielają ten sam typ bloków. Dużo budynków konstruowanych w tym systemie wraz z charakterystycznymi, prefabrykowanymi balkonami, można znaleźć na warszawskim Gocławiu w okolicy Parku nad Balatonem. Bliźniaczo podobne bloki znajdują się również na Żoliborzu na terenie osiedla Potok oraz na Śródmieściu Północnym, w rejonie ulicy Inflanckiej i Dzikiej na osiedlu Stawki. Warto również dodać, że w systemie konstrukcyjnym ramy H (z nieco innym typem balkonów) zostało wybudowane również Szpiegowo. 

Wielokrotnie nagradzany Służew nad Dolinką z perspektywy architekta mógłby uchodzić za jedno lepszych PRL-owskich osiedli, ale większości mieszańców będzie kojarzyć się raczej z przygnębiającymi wydarzeniami. To właśnie tam w 2005 roku zamordowany został Zdzisław Beksiński, a wcześniej samobójstwo popełnił jego syn, Tomasz. Z kolei w 2013 roku inny znany malarz zamieszkały na tym osiedlu, Ludwik Lech Jaksztas, został zamordowany przez własnego syna, którego uznano za niepoczytalnego. Mieszkańcy Służewa zaczęli wtedy mówić o “klątwie osiedla”, jednak odpowiedzi na pytanie, czy same bloki Służewa mogły mieć tak negatywny wpływ na jakość życia mieszkańców i ich zdrowie psychiczne, najlepiej poszukać wśród licznych materiałów o rodzinie Beksińskich.  

Historia Beksińskich nierozerwalnie związana jest ze Służewem nad Dolinką. Ich rodzina do Warszawy przeprowadziła się z rodzinnego Sanoka w 1977 roku, krótko po wybudowaniu pierwszych bloków osiedla. Zdzisław Beksiński był z wykształcenia architektem i zanim został światowej sławy malarzem, pracował jako inspektor nadzoru na budowach osiedli. Ponadto w latach 1953-54 zasiadał w Komisji Urządzania Osiedli w Sanoku, miał więc dość dużą wiedzę na temat architektury mieszkaniowej z tamtych lat. W Warszawie zakupił niemal 80-metrowe mieszkanie typu M-5 pod adresem Sonaty 6/314, w którym zamieszkał z żoną Zofią, synem Tomaszem, a także swoją matką Stanisławą oraz teściową, Stanisławą Stankiewicz. Rok później Beksiński kupił dla swojego syna oddzielne dwupokojowe mieszkanie, ale na tym samym osiedlu, przy ul. Mozarta 6.  

W 1988 roku w mieszkaniu Zdzisława zmarła jego obłożnie chora matka, a w 1996 roku teściowa. Dwa lata później umarła również jego żona Zofia, a w 1999 roku w wigilię Bożego Narodzenia w swoim mieszkaniu samobójstwo popełnił jego syn. Tomasz Beksiński był znanym dziennikarzem radiowym i cenionym tłumaczem filmów. Od zawsze fascynowała go tematyka śmierci, tak wyraźnie podkreślana w obrazach jego ojca, a swoją pierwszą próbę samobójczą podjął jeszcze w rodzinnym Sanoku, w 1977 roku, niedługo przed przyjazdem do Warszawy. Jednak sam wielokrotnie powtarzał, że źle znosił życie w stolicy i mieszkanie na wielkim osiedlu. Jak pisał w liście do przyjaciela, Wojciecha Wójcika:  

Nienawidzę nowoczesnych budynków i gdyby decyzja należała do mnie, za nic nie chciałbym w takim mieszkać. (…) Z niewyobrażalną tęsknotą myślę o naszym domu w Sanoku. Zwłaszcza teraz, bo letnie miesiące spędzałem zawsze w ogrodzie, w otoczeniu zieleni, z dala od tych przeklętych nowoczesnych budynków, ulic, wstrętnych ludzi i tak dalej, i tak dalej. A tu czeka mnie mieszkanie w otoczeniu identycznych bloków, bez drzew, bez ptaków, bez kwiatów. Tylko pył i hałas. Potworność. 

Piotr Dmochowski i Zdzisław Beksiński przed blokiem przy ul. Sonaty 6 w Warszawie, Fotografia ze strony www.dmochowskigallery.net 

Zdzisław Beksiński, mimo kolejnych rodzinnych tragedii, nigdy nie wyprowadził się z mieszkania na Służewie. Już za życia był cenionym na całym świecie artystą, którego obrazy sprzedawano za zawrotne ceny, on jednak do końca życia mieszkał w zwykłym bloku. Dziennikarka Ewa Lisowska, która przeprowadziła z nim kilka wywiadów niedługo przed jego śmiercią, tak opisywała swoją pierwszą wizytę w jego mieszkaniu: 

A jednak tam mieszkał [na Służewie]. W jednym z wysokich, wieloklatkowych gigantów. Jak okiem sięgnąć dokoła, szary, brudny beton. Przy blokach zaniedbane trawniki pełne psich kup. Na klatce schodowej niedopałki. Wjechałam rozklekotaną windą na trzecie piętro (…).  

Zapytany przez dziennikarkę, dlaczego mieszka w tak „brzydkim miejscu”, Beksiński odpowiedział: Zapuściłem tu korzenie, a starych drzew się nie przesadza. Można więc założyć, że na starość po prostu nie chciał się przeprowadzać, ale w przeciwieństwie do swojego syna, zapewne też w jakimś stopniu cenił sobie mieszkanie na osiedlu projektu Kuźmienki, Nowaka i Sembrata. 

Zdzisław Beksiński zmarł w 2005 roku, zamordowany we własnym mieszkaniu przez przyjaciela rodziny. Jego ciało z 17 ranami od noża znaleziono na tarasie, na jednym z tych setek powtarzalnych, rzeźbiarskiej balkonów, które lata wcześniej stały się wizytówką osiedla. 

Bloki osiedla Służew nad Dolinką zostały niedawno wyremontowane i ocieplone, a balkony przyciągają wzrok oślepiającą bielą. Obecnie jest to osiedle o doskonałej lokalizacji, tuż przy stacji metra i w sąsiedztwie pełnej zieleni Dolinki Służewieckiej. Bloki mają zróżnicowane wysokości, odległości między nimi są dużo większe niż na współcześnie budowanych osiedlach, a przestrzenie pomiędzy nimi zostały wyposażone w place zabaw, małą architekturę i lokale usługowe. Dla jednych mieszkanie na takim blokowisku może być przygnębiające, inni docenią zalety PRL-owskiego osiedla pozbawionego większości wad typowej wielkiej płyty. Nie sposób jednak pozostać obojętnym wobec tragicznych historii, które się tam kiedyś wydarzyły, tak samo jak nie sposób obojętnie przejść obok tych przepięknie geometrycznych, a jednocześnie przerażających nieludzką powtarzalnością balkonów. 

Kolejne dzieła zespołu Kuźmienki, Sembrata i Nowaka okazały się być równie wyraziste i medialne co Służew nad Dolinką, ale to już materiał na inną opowieść. 

Tekst: Artur Brzozowski

GELLERYWARSAW

Portal o sztuce, modzie i rzemieślniczych outsiderach, zgłębiający najciekawsze zjawiska na scenie twórczej. Łączy współczesne trendy z klasyką, przenikając kulturę wysokiej sztuki z nurtami alternatywnymi. Portal oferuje artykuły, wywiady i relacje z wystaw, promując niezależnych artystów o wyjątkowych stylach i podejściu do tworzenia – od awangardowych obrazów po ręcznie szyte buty.

Wiadomości

Polecane

Pomysł na jesienny spacer? Odkryj warszawską Pragę i przejdź kulinarny szlak...

0
Smaki Azji, włoskie specjały, a może rodzima kuchnia z nowoczesnym twistem? Propozycje z wielu zakątków świata dostępne są w jednym miejscu, gdzie mieści się...
×