Rozmowa z Grzegorzem Kossonem, autorem książki Gruzy, inicjatorem poszukiwań dziewczynki ze zdjęcia wykonanego w 1946 roku na Muranowie. Rozmawia Tomasz Reich
Kim jest dziewczynka ze zdjęcia?
Wciąż tego nie wiem, chociaż bardzo bym chciał.
W jaki sposób fotografia trafiła do książki?
Na zdjęcie naprowadził mnie Dennis Wojda, autor ilustracji do mojej poprzedniej książki Warstwy. Pamiętam, że jak zobaczyłem je po raz pierwszy to zrobiło na mnie ogromne wrażenie i zacząłem pisać Gruzy. Udało mi się namówić wydawcę Słowo i Myśli do kupienia praw i wykorzystania zdjęcia w książce. Tylna okładka i wewnętrzne okładki Gruzów są jego reprodukcją.
Gruzy to opowieść o warszawskim getcie, o zrujnowanej wojnie w czasie powstania, nie kusiło Ciebie, żeby sięgnąć po fotografie z tego okresu?
Nie bo zdjęcia z getta są bardzo dobrze znane. Nie niosą ze sobą też nadziei, są opowieścią o zniszczeniu i śmierci. W zdjęciu dziewczynki mimo zniszczenia jest zawarta nadzieja. Gruzy to też opowieść o odbudowie miasta, a nie tylko o jego zniszczeniu.
Napisałeś książkę i szukasz anonimowej dziewczynki ze zdjęcia, po co?
Zdjęcie było inspiracją do napisania Gruzów a teraz, gdy książka jest już wydana chciałbym „symbolicznie” zamknąć tę historię, a jednocześnie historie zdjęcia, dziewczynki, miasta i napisanej książki.
Co wiadomo o okolicznościach w jakich powstało zdjęcie?
Wiemy już sporo o szerokim kontekście. Zdjęcie jest odpryskiem wizyty prezydenta Hoovera goszczącego w Warszawie z amerykańską misją pomocową w zrujnowanej Europie. Hoover wraz z towarzyszącymi mu fotografami zwiedzał Warszawę, miasto, które dobrze znał, bo był tu po pierwszej wojnie światowej z podobnym zadaniem.
Zdjęcie powstało na dachu budynku na ulicy Stawki 3/5, gdzie dziś mieści się Wydział Psychologii UW. Podczas wizyty Hoover odwiedzał przedszkola i sierocińce mieszczące się w gruzach, min. w ruinach Starego Miasta. Jeden z fotografów – Hans Reinhard robił wiele zdjęć dzieci.
Stojące samochody w tle ikonicznego zdjęcia, to prawdopodobnie samochody, którym na miejsce przybyła ekipa fotografów.
Sesja jest zaaranżowana i stąd moja hipoteza, że dziewczynka była prawdpodobnie przyprowadzona z przedszkola na Starym Mieście na Stawki.
Ale cała reszta jest już tylko domysłem. Jak dostali się na dach? Czy zaprowadziła ich tam dziewczynka czy to raczej oni zaprowadzili dziewczynkę, którą wcześniej zauważyli podczas oficjalnych wizyt? Czy zachowało się więcej zdjęć z tej sesji? Kim byli fotografowie? Tych pytań jest naprawdę wiele, w przeciwieństwie do odpowiedzi.
Kto pomaga w poszukiwaniach tej pani?
Ludzie dobrej woli oraz media głównego nurtu nagłaśniając akcję (min. TVP, Onet itd.) oraz wiele warszawskich portali, które przyłączyły się do TuByłoTuStało. Liczyłem na pomoc attache kulturalnego amerykańskiej ambasady, aby pomóc odkryć historię amerykańskich fotografów, ale Amerykanie są bardzo leniwi.
Nie boisz się tego, że odkopywanie tej historii może kogoś zaboleć?
To zawsze jest w jakiś sposób związane z każdą historią, bo życie nie składa się tylko ze słonecznych dni. Dlatego uważam, że w poszukiwaniach zrobiono już wszystko co było możliwe, a to czy dziewczynka się odnajdzie zależy już tylko od niej samej.
Czy nie kusi Ciebie o napisanie kolejnej opowieści, może o tej dziewczynce?
To mogłoby być fascynujące pod warunkiem, że odnajdziemy dziewczynkę oraz usłyszymi jej opowieść. To co działo się z nią po tym zdjęciu. Jak potoczyło się jej życie.
Jeśli w samym tylko zdjęciu jest tyle warstw i poziomów (historia miasta, historia Hoovera, który dobrze znał Warszawę i to co zobaczył w 46 roku było dla niego wstrząsem, historia dziewczynki, historia fotografów, historia budynku, historia samej sesji), to ile jest ich w prawdziwym życiu?
Nie boisz się, że przez całe to „zamieszanie” wokół poszukiwania tej osoby odciągniesz uwagę czytelników od książki?
Gruzy są zanurzone w tym zdjęciu. Sama akcja prędzej czy później przeminie. Książka i zdjęcie pozostaną.