O rodzinnych tajemnicach portugalskiej rodziny, pisaniu książek rozmawia z pisarką Iwoną Słabuszewską – Krauze rozmawia Tomasz Reich.
Portugalia, to dość odległy kraj, patrząc z perspektywy Polski, a jednak akcja książki osadzona jest właśnie w tym kraju, dlaczego? Na początku podejrzewałem, że mieszkasz tam na stałe…
Portugalia od lat mnie fascynuje. Ten kraj ma bardzo bogatą kulturę i niezwykłą historię. Lubię portugalskie miasta z tym nieco już egzotycznym klimatem i niespodziankami czekającymi za każdym rogiem, lubię portugalskie peryferia, uwielbiam ludzi – z ich tysiącem nieopowiedzianych historii, ze specyficznymi przyzwyczajeniami i upodobaniem do szczegółów, które sprawiają, że życie staje się piękniejsze. Ta fascynacja zaczęła się od przypadkowego, jednodniowego pobytu w Lizbonie wiele lat temu i trwa do dziś, a ja ciągle mam poczucie, że to dopiero początek przygody.
Przyznam, że chyba tak jak większość czytelników, byłem zaskoczony znajomością wyrobu Porto, skąd u Ciebie ta wiedza?
Żeby poznać tajemnice winiarskie odwiedziłam kilka najstarszych quint w Douro. Byłam tam późną jesienią, kiedy wino leżakowało już w beczkach i w okresie największego rwetesu, czyli w porze zbiorów. Ten region jest nierozłącznie związany z porto, tutaj ono powstało i tylko trunek wytworzony z winorośli rosnących na terenie wyznaczonym w 1756 r. przez markiza Pombala, może używać nazwy porto. Przed wyjazdem zbierałam informacje, ale tak naprawdę to pobyt w Douro był najważniejszy. Bez trwających godzinami rozmów i podglądania codziennnego życia quint ta książka nie mogłaby powstać.
Czytelnik może odnieść wrażenie, że autor książki mieszka na stałe w tym zakątku i sam prowadzi winnice…
Super, że tak to jest odbierane! To oznacza, że udało mi się odtworzyć ten niepowtarzalny klimat. Ale nie, nie mieszkam tam na stałe, udało mi się jednak zamieszkać na trochę w jednej z wiekowych (choć jednocześnie super nowoczesnych!) quint i dzięki niezwykłej gościnności rodziny van Zeller zobaczyć jak wszystko funkcjonuje. To, co przedstawiłam w książce, jest jednak i tak szczytem góry lodowej. Najważniejsza część wiedzy dotyczącej produkcji porto przekazywana jest z pokolenia na pokolenie, nie można nauczyć się jej z książek ani podczas studiów uniwersyteckich. Niektóre rodziny winiarskie produkują przecież porto nieprzerwanie od dwustu, trzystu lat.
Przeczytałem, jedną z Twoich wypowiedzi, że niemożliwe jest pogodzenie macierzyństwa z pisaniem książek, a jednak, udaje się?
Udaje się, ale jest to trudne, co jak myślę, potwierdzi wiele mam pracujących twórczo w domu. Dlatego właśnie po Ostatnim fado, powieści wydanej w 2011 roku, czytelnicy musieli czekać aż do dzisiaj, żeby przeczytać coś nowego spod mojego pióra. W tym czasie urodził się mój drugi syn i chciałam dzieciom poświęcić więcej uwagi, bo uważam, że te pierwsze lata są bezcenne. Pomysł na Portugalkę musiał poczekać na odpowiedni moment. Mam nadzieję, że nie wpłynęło to na efekt końcowy J.
Główna bohaterka przyjeżdża do babci z Londynu, żeby sprzedać część swojej ziemi, ale to okazuje się tylko kluczem do odkrycia rodzinnej tajemnicy. Czy historia” Portugalki” jest inspirowana autentyczną historią?
Nie, wszystkie postacie i fabuła są całkowicie fikcyjne. Ale jako ciekawostka – w trakcie pisania powieści dowiedziałam się, że kiedyś pewna Polka osiadła w Douro i weszła w rodzinę winiarską, zupełnie jak w mojej historii. W powieści prawdziwe jest jednak tylko tło, wiernie oddana sceneria, autentyczne miasteczka, wspominam też o faktycznie istniejących osobach – Baron Forrester, który zatonął w rzece Douro, niekwestionowana królowa porto Dona Antonia Ferreira czy polscy zakonnicy ze wzgórza Balsamão są postaciami historycznymi. Lubię historie z kluczem, zagadką, jest ich jeszcze wiele do odkrycia. Chociaż z drugiej strony mam wrażenie, że dzisiaj trudno czytelnika czymś zaskoczyć. Jesteśmy atakowani zbyt dużą ilością zbyt drastycznych obrazó, jest coraz mniej miejsca na subtelności.
W całej opowieści, znakomitej zresztą, nie ma miejsca na klasyczny romans, trudno zaklasyfikować tę książkę do konkretnego gatunku. Miłość sprzedaje się ponoć najlepiej?
Bo przecież wszyscy chcemy kochać. Jeśli przyjrzeć się różnym książkom, to większość mówi o miłości, choć ukazującej różne twarze. O tym najpotężniejszym z uczuć napisano miliony książek i nakręcono miliony filmów, a nadal jest to temat numer jeden. I chyba dobrze?
Portugalka nie jest romansem, chociaż jest tu wątek miłosny, nie jest kryminałem, chociaż jest kryminalna intryga. I nie jest napisana tylko dla kobiet, chociaż ma kobiecą okładkę. Ucieka kategoryzacjom i pewnie każdy czytelnik znajdzie w niej coś innego.
Babcia głównej bohaterki jest Polką, ale jak się okazuje niewiele cech ma w sobie typowych dla Polaków.
Przez całe swoje dorosłe życie mieszkała w Portugalii. Miała męża Anglika, który bardzo dbał o to, żeby w domu nie zabrakło English tea ani najnowszych wydań National Geographic. Czuje się trochę Polką, trochę Portugalką, ale najbardziej Angielką, choć w Anglii nigdy nawet nie była. Myślę, że jest ciekawą postacią z wyrazistym charakterem i burzliwą przeszłością. Dzięki niej i głównej bohaterce, dwudziestoparoletniej Sophie, dotykam tematu poczucia przynależności współczesnego człowieka do miejsca, kraju, narodu – kiedy ono zaczyna zanikać i dlaczego.
Dlaczego cała rodzina uznaje, że najlepszym rozwiązaniem jest zatajenie przeszłości rodziny?
Bo każdy ma z tego jakiś pożytek. Teoretycznie wszystkim chodzi o dobro dziecka, które zostało zabrane od matki posądzonej o morderstwo. To Gabriela odebrała dziecko – w ten sposób poczuła, że winowajczynię spotkała słuszna kara. Zresztą łatwiej jej było wtedy znieść śmierć ukochanego syna – zginął, bo komuś na tym zależało.
Leonardo poddał się woli matki, bo akurat wtedy było to najlepsze, choć chwilowe, rozwiązanie jego problemów. Tego rozwiązania będzie potem żałował przez całe lata.
Rodzice Sophie z oczywistych powodów zatajali przeszłość, obawiali się, że w przeciwnym wypadku ją stracą. Nawet Osvaldo nie pisnął słówkiem. Wszyscy trzymali prawdę w tajemnicy, bo było to remedium na ich osobiste problemy. Aż przemilczenie stało się szkodliwym kłamstwem.
Na czym polegał wkład Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w powstanie tej powieści?
Ministerstwo dofinansowuje projekty, które uważa za warte poparcia. Odbywa się to w formie konkursu w poszczególnych kategoriach – literatura, film etc. Szczęśliwie mój projekt dotyczący Portugalii znalazł się w grupie zwycięzców, nagrodą było stypendium na pisanie książki.
Jak długo zbierałaś materiały do tej powieści?
Szperanie w literaturze (skąpej niestety), nawiązywanie kontaktów, przygotowania do wyjazdu – kilkanaście tygodni. Po wizytach w Douro było już z górki, miałam bardzo dużo materiału, niezliczone notatki i głowę pełną pomysłów. Samo pisanie zajęło może rok, nie więcej, wliczając różnego rodzaju przerwy.
No i jeszcze jedno pytanie, czy będzie kontynuacja?
Zaczęłam już nową książkę, i tym razem nie dotyczy ona Portugalii. A czy będzie kontynuacja Portugalki – to zależy od czytelników i od przyjęcia książki. Ja o Portugalii mogę pisać bez końca
Rozmawiał Tomasz Reich
Portugalka
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka