Różowe Kartoteki doskonały prezent pod choinkę

    0
    222

    Autor kultowych już gejowskich powieści „Gej w wielkim mieście” i „Chyba strzelę focha!” powraca z zupełnie nową książką. Wbrew oczekiwaniom rynku nie jest to trzecia część tej lubianej przez czytelników historii. Milcke poszedł pod prąd. Pochylił się nad akcją „Hiacynt”, czyli zmasowanymi zatrzymaniami homoseksualistów przez władze PRL w 1985 roku. Bohaterem „Różowych kartotek” jest znany prawicowy polityk z szansami na prezydenturę. Pryskają, gdy okazuje się, że konserwatywny wicemarszałek Senatu przez całe życie ukrywał, że jest gejem, a w przeszłości był tajnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Czy Ksawery Dowanr istnieje naprawdę? Czy dziś na prawicy są geje? I dlaczego nie napisał kolejnej części popularnej serii o geju w wielkim mieście?

     

    Bohaterem „Różowych kartotek”,twojej nowej książki,jest ktoś konkretny?

    A kogo masz na myśli?

    Pewnego bardzo znanego, prawicowego polityka.

    Bohaterem mojej nowej książki rzeczywiście jest bardzo znany polityk, tak znany, że ma nawet szansę zostać prezydentem. Wszystko idzie w tym kierunku, aż tu nagle…

    Uciekasz od odpowiedzi. Jest to osoba, którą wszyscy znają?

    Nie uciekam. Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Jeśli tak ci się skojarzyło, to cóż mogę na to poradzić. Książka poszła w świat i teraz każdy ma prawo odebrać ją tak, jak chce. Ja się mogę tym reakcjom już tylko przyglądać. Jednak słowa Joasi Podgórskiej z „Polityki”, że ta historia być może wydarzyła się naprawdę są znamienne.

    Człowiek na okładce jednak kogoś przypomina.

    To subiektywne odczucie (śmiech). Mi przypomina Ksawerego Downara. Głównego bohatera „Różowych kartotek”.

    To książka o polityce?

    O nie! To książka o zagmatwanym życiu, tonącego w kłamstwie polityka. Kłamie od tak dawna, że już sam nie wie,co jest prawdą. Nie wie też jakie ma poglądy. Zrósł się z maską, którą przywdział przed laty. Zrobił to ze staruchu. Od lat ucieka przed przeszłością, która go goni i dopada w najgorszym z możliwych momentów.

    Nie da się lubić Ksawerego Downara.

    To prawda. Byłoby ciężko się z nim zaprzyjaźnić. Trudno doszukać się w nim dobrych cech.

    Głównym bohaterem książki nie powinien być ktoś, kto budzi sympatię? Ktoś komu się kibicuje?
    Chyba nie jest to konieczne. Ksawery Downar właśnie przez antypatię, którą roztaczajest aż tak interesujący, budzi prawdziwe emocje. Ze złości przerzuca się kolejne strony książki, by dowiedzieć się,co jeszcze zrobił, do czego się posunął, żeby utrzymać się na piedestale. I taki powinien być główny bohater powieści. Zajmujący. Ale nawet w tym złym Ksawerym Downarze jest gdzieś miłość. Gdzieś w środku, tęskni za nią.

    Tęskni aż tak, że rujnuje życie każdemu kogo spotka…

    Taki jest los czarnego charakteru.

    Nie zdradzimy zbyt wiele, gdy powiemy, że osią wydarzeń „Różowych Kartotek” jest przeprowadzona w 1985 roku akcja „Hiacynt”. Czyli masowe zatrzymania homoseksualistów przez władze PRL. Różowe teczki założono podobno 11 tysiącom gejów. Po stosunkowo lekkim „Geju w wielkim mieście” i „Chyba strzelę focha!” wziąłeś się za zupełnie inny temat. Dużo bardziej poważny. Dlaczego nie ma trzeciej części kultowego już „Geja w wielkim mieście”?

    Kończąc „Chyba strzelę focha!” wiedziałem, że moja kolejna książka nie będzie trzecią częścią „Geja w wielkim mieście”. Byłem zmęczony tą historią na tyle, że nie przyszedł mi do głowy żaden rozsądny pomysł na kontynuację. A pisanie czegoś na siłę czy dla wysokiej sprzedaży mija się z celem. Jeśli autor nie ma zabawy z pisania, to Czytelnik nie będzie miał zabawy z czytania. A o to przecież chodzi. Ludzie nie są głupi. Czytelnicy natychmiast wyczuliby, że dałem im coś nieszczerego. Takiego wstydu bym nie zniósł. Za bardzo szanuje tych, którzy kupują moje książki, by wciskać im kit. „Gej w wielkim mieście”to nie telenowela, a ja nie jestem scenarzystą. Piszę o tym, co mi w duszy gra. I nie wykluczam, że kiedyś zagra mi w niej trzeci „Gej”.

    Nawet za cenę spadku sprzedaży?

    Naturalnie. Pisanie, tworzeni epod sprzedaż mija się w celem. To tak jak pisanie piosenki pod aktualne trendy. Ani kompozytor, ani autor tekstu, ani pisarz nie są w stanie odgadnąć trendów. Nie mamy wpływu na rynek, coś chwyci lub nie. Nie zakładam też spadku sprzedaży. Wręcz przeciwnie. „Różowe Kartoteki” to moja najlepsza książka i jestem przekonany, że spodoba się nie tylko tym, którzy kupili dwie poprzednie, ale i nowym Czytelnikom.

    Ale jest to rzecz dużo bardziej mroczna. Są milicyjne przesłuchania, podejrzenia, rozgrywki polityczne, teczki, intrygi. Wszystko pchanie kryminałem i „House of cards”.

    I bardzo dobrze. Tak miało pachnieć. Moi młodsi Czytelnicy -w tym geje -poznają dzięki tej książce trochę naszej własnej historii. Zobaczą, że nie tylko nie zawsze można było wyjść na Paradę Równości, a jawny gej nie zostawał prezydentem Słupska. Zobaczą, że w PRL bycie gejem łączyło się z upokarzającymi szykanami ze strony władz. A nieco starci przypomną sobie te podłe czasy. I obyśmy wspólnie zrobili wszystko, by nigdy nie wróciły.

    To skąd pomysł na „Różowe kartoteki”?

    Akcją „Hiacynt” interesowałem się już od jakiegoś czasu. Sporo o niej czytałem. I gdy kończyłem pisać „Chyba strzelę focha!” zdecydowałem, że następna książka będzie toczyła się wokół tego wydarzenia. Oczywiście jest dramatyczne, ale idealne do stworzenia wokół niego pełnej tajemnic i zagadek fabuły książki. Tym bardziej, że do dziś wydarzenia, które zaczęły się 15 listopada 1985 rokuo poranku owiane są tajemnicą. Milicja Obywatelska niemal jednego dnia, niemal w jednej chwili weszła do setek domów i wyciągnęła z nich tysiące mężczyzn. Niby coś wiadomo, ale tak naprawdę nie wiadomo nic. Przede wszystkim nie wiadomo, gdzie jest 11 tysięcy teczek założonym homoseksualistom w PRL. Nie wiadomo to ma do nich dostęp, nie wiadomo do czego i komu służą. Przepadły, rozpłynęły się w powietrzu. Mija 25 lat wolnej Polski i nikt nie chce się przyznać do tego wstydliwego epizodu minionej epoki. Nikt nie chce przyznać, że poniżeni wtedy geje to ofiary systemu komunistycznego. Nikt też nie wie jaki właściwie cel miała akcja „Hiacynt”.

    A do czego mogą służyć?

    Choćby do szantażu. 30 lat temu rzeczywistość była diametralnie inna. Nawetdziś nieliczni politycy przyrzynają się do swojej homoseksualnej orientacji. Można ich policzyć na palcach jednej ręki. Myślę, że także teraz, w 2015 roku, pewne dokumenty ktoś mógłby chcieć wykorzystać w nikczemny sposób. A co dopiero w 1985 roku? Homoseksualizm był tabu, a władza ludowa z pasją zbierała na ludzi przeróżne haki, by w odpowiedniej chwili przedstawić ofierze propozycję nie do odrzucenia. Tak jak mojemu Ksaweremu Downarowi.

    Myślisz, że to realne? To brzmi jak scenariusz filmu, albo jak książka.

    Życie pisze dużo bardziej nierealne i zaskakujące scenariusze.

    Twoja książka dzieje się w ciągu niecałych 24 godzin. Szybko.

    Nie do końca. Ksawery szuka zdrajcy w czasie jednej doby. Ale, by go odszukać tworzy listę podejrzanych. To ludzie, których spotkał na różnych etapach swojego życia. Wspomina to życie. Od wczesnej młodości, po czasy współczesne. Są to zarówno mężczyźni jaki i kobiety. Odwiedza ich i pyta: czemu to zrobiłeś?

    Znajduje kreta?

    Nie powiem (śmiech). Na pewno znajduje i znów przechodzi przez wszystko, co już przeżył. Musi raz jeszcze spojrzeć w oczy wszystkim swoim „ofiarom”. I naprawdę każda z tych osób miała powód, by zadać śmiertelny cios.

    Napisałeś gejowski kryminał?

    Napisałem książkę z elementami kryminału, której bohaterem jest żyjący w strachu przed zdemaskowaniem gej. Czy jest to książka gejowska? Niech każdy nazwie jątak,jak chce.

    Swoje poprzednie książki, „Geja w wielkim mieście” i „Chyba strzelę focha!” pisałeś na podstawie własnych doświadczeń. Tym razem jest inaczej.

    W „Geja” i „Focha” wplotłem elementy ze swoje życia, ale absolutnie nie są to moje pamiętniki. Tym razem faktycznie jest inaczej. Gdy prowadzono akcję „Hiacynt” miałem 4 lata. Musiałem więc odszukać uczestników tamtych wydarzeń, ich świadków, ofiary „Hiacynta”. Szukałem przez znajomych, gejowską prasę i portale randkowe. Zaczepiałem facetów w odpowiednim wieku i prosiłem o kontakt. Wysłałem wiele maili, odezwało się zaledwie kilka osób. Powierzyli mi swoje traumatyczne wspomnienia. Opowiadali ze szczegółami o swoich przeżyciach z1985 roku. Jestem im bardzo, bardzo wdzięczny. Z tych kilku historii stworzyłem fabułę „Różowych kartotek”.

    Literatura gejowska ma się w Polsce dobrze?

    Z pewnością coraz lepiej. Autor jest kilku, każdego roku pokazuje się na rynku kilka książek jeśli nie o gejach, to z wątkiem gejowskim. Ludzie chętnie je kupują. Jestem tego żywym przykładem. To też dowód na akceptację mniejszości w społeczeństwie.

    Polityków chyba nie ma wśród tych osób. Ustawa o związkach partnerskich wciąż jest w lesie.

    Politykom, my geje, jesteśmy potrzebni do bieżącej walki politycznej. Strach pomyśleć,co by było gdybyśmy nagle wyginęli! PiS wyłoby z rozpaczy i zapewne daliby na msze byśmy szybko wrócili. A reszta Sejmu partycypowałaby w kosztach. Kim prawica straszyłaby wyborców, gdyby nas nie było? Komu partia rządząca obiecywałaby przeróżne rzeczy? Że już za chwilę, już za momencik. Tylko na nas zagłosujcie. O kogo upominałaby się lewica? Tak więc muszą na nas chuchać i dmuchać, a także co chwila o nas przypominać. Społeczeństwo zawsze było o kilka długości przed politykami jeśli chodzi i otwartość i tolerancję.

    Po wyborach może być jeszcze gorzej. Nie boisz się nadchodzącej rzeczywistości?

    Myślałem o tym i tak się zastanawiam. Co się stanie gdy wygra PiS? I chyba mam to w nosie. Co mi zrobi PiS? Zamkną mnie? Powieszą? Wpiszą moje książki na zakazy indeks? Proszę bardzo. Wszystko co zakazane bardziej interesuje ludzi. Taka nasza przewrotna natura. A poważnie. Prawo i Sprawiedliwość to nie są moi faworyci. Chciałbym wierzyć, że młodzi politycy tej partii będą brali przykład z konserwatystów brytyjskich. Mam nadzieję, że homoseksualizm nie zostanie w Polsce zdelegalizowany i że nie czeka nas Hiacynt 2. Sądzę, że katastroficzny scenariusz. A jeśli będzie bardzo źle, to może znajdą się na kogoś jakieś kartoteki. Bo przecież nie da się uciec przed przeszłością.

    Są wśród polityków, prawicowych polityków geje?

    Geje są wszędzie. Na prawicy też, ale nie skrytykuję ich. Różnie się układają ludzkie losy, podejmuje się w życiu różne decyzje, poznaje się różne osoby i czasem wbrew wszystkiemu wszystko przybiera nieoczekiwany obrót i ląduje się na prawicy. I do tego momentu to nie moja, ani niczyja sprawa. Schody zaczynają się, gdy będąc ukrytym gejem na prawicy prowadzi się wściekłe krucjaty przeciw „swoim”. Tak dla niepoznaki. Jak w „Seksmisji” gdy bojąca się zdemaskowania Jej Ekscelencja musiała być bardziej bezwzględna niż kobiety, by te nie domyśliły się, że gra. Taka osoba igra z ogniem i musi być świadoma, że pewnego dnia przeciągnie strunę, a zemsta dawnych kochanków może być naprawdę przykra.

    Są tacy?

    Nie jestem upoważniony, by o tym rozmawiać.

    Powiedz zatem jak będzie wyglądała promocja „Różowych karotek”. Pokazałeś wreszcie twarz.

    Pokazałem ją już przy okazji promocji „Chyba strzelę focha!”, kto chciał dowiedział się jak wyglądam. Ale faktycznie, tym razem na okładce jest moje, pokaźnych rozmiarów, zdjęcie. Powiedziałem kiedyś, że ta aura tajemniczości, która mi towarzyszyła na samym początku jest lekko podniecająca. Nie można jednak wciąż udawać, że mnie nie ma. Jeśli tajemnica trwa zbyt długo, to staje się męcząca. A nie chcę męczyć własnych Czytelników. Chciałbym się też wreszcie z nimi spotkać. Myślę, że jeszcze w roku uda się to w kilku miastach. Jestem ich bardzo ciekaw!

    To znaczy, że teraz będziesz wszędzie?

    Będę tam, gdzie będą chcieli mnie gościć. Do „Tańca z gwiazdami” się nie wybieram. Jeszcze (śmiech).

     

    Rozmawiała Aldona Gallas,

    ok³adka_kartoteki

    Kolejna odważna i zaskakująca powieść autora znanego z popularnych książek „Gej w wielkim mieście” i „Chyba strzelę focha!”
    Rok 2015. Polska żyje zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Wszystkie sondaże wskazują na olbrzymią przewagę 61-letniego kandydata Prawicy Polskiej, wicemarszałka Senatu RP – Ksawerego Downara. W siedzibie partii, na niespełna pół godziny przed oficjalnym ogłoszeniem jego kandydatury mężczyzna dowiaduje się, że ktoś dostarczył władzom partii dyskwalifikujące go materiały. Po 30 latach wychodzi na
    jaw, że powszechnie szanowany Ksawery Downar był tajnym i świadomym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa PRL. TW „Synek” został zwerbowany w 1985 roku w konsekwencji Akcji Hiacynt – zmasowanych działań władz PRL przeciwko homoseksualistom.
    O Autorze:
    Mikołaj Milcke urodził się w 1981 roku w Sokołowie Podlaskim. Z zawodu dziennikarz. Wielki fan Żoliborza.
    Obecnie mieszka i pracuje w Warszawie.
    Recenzenci o jego poprzednich książkach:
    Polecam książkę „Gej w wielkim mieście”, ponieważ jest napisana sercem. Trudno o bardziej szczere opisy inicjacji młodego człowieka. Inicjacji wielowymiarowej. To zarówno odkrywanie nowej przestrzeni dużego miasta, jak i wędrówka po dzikich meandrach własnej duszy.
    Ciekawa, odważna i zaskakująca. Od początku do końca. Ewa Kasprzyk, aktorka

    Książka ukazała się pod patronatem Nowej Warszawy